Po półtorarocznym okresie niezwykle niskich stóp procentowych powoli wracamy do wartości, które notowane były ostatnio 10 lat temu. Rada Polityki Pieniężnej tylko na przestrzeni 5 miesięcy, aż pięciokrotnie podnosiła stopy procentowe, co szybko przełożyło się na oprocentowanie kredytów i pożyczek. To jednak nie koniec wzrostów, a jak szacują analitycy, rok 2022 będzie tym, który na długo zapamiętają kredytobiorcy – przede wszystkim hipoteczni.
Czas taniego pieniądza minął
I niestety jest to fakt. Stopy procentowe w Polsce sukcesywnie spadały od blisko 10 lat roku. Pierwsza obniżka miała miejsce w listopadzie 2012 roku. Referencyjna lekko drgnęła z 4,75 proc. na 4,5 proc. Kolejne posiedzenie RPP owocowało powtórką i tak przez cały 2013 rok. Stabilizacja na poziomie 1,5 proc. miała miejsce w 2015 roku, aż do czasu pandemii, gdy Narodowy Bank Polski, w celu zwiększenia popytu kilkukrotnie obniżył wartość oprocentowania pożyczek, depozytów i weksli, aż do poziomu bliskiemu zeru, tj. 0,1 proc. Stan ten trwał przez kolejne 16 miesięcy, do października 2020 roku.

W tym czasie rozochoceni i nieco wygłodniali konsumpcji i drożejących nieruchomości kredytobiorcy uderzyli do banków po pieniądz tak tani, jakiego w Polsce nie widzieliśmy. Niskie oprocentowanie kredytów mieszkaniowych spowodowało, że tylko w okresie od czerwca 2020 do października 2021 banki i SKOK-i udzieliły łącznie ponad 400 tysięcy kredytów hipotecznych na kwotę ponad 126 miliardów złotych. Teraz przyszedł jednak czas goryczy, a raty tych zobowiązań szybują tak szybko, że instytucje co miesiąc muszą przesyłać nowe harmonogramy spłat.
Narodowy Bank Polski w cyklu podwyżek. Wszystkiemu winna inflacja (?)
Mimo że Adam Glapiński kilkukrotnie zarzekał się w 2021 roku, że NBP nie jest w cyklu podwyżek, a decyzje Rady Polityki Pieniężnej są na bieżąco dostosowywane do sytuacji gospodarczej w Polsce i na świecie, to cykl ten jest faktem, z którym przestano dyskutować. Pięciokrotna podwyżka – miesiąc po miesiącu – nie jest niczym innym, jak cyklem, a na ostatniej konferencji prasowej już nawet szef NBP mówi jasno: Kolejne podwyżki stóp będą. Nie wiadomo, jednak jak wysokie.
Wszystkiemu winna oczywiście inflacja, która pędzi w stronę wartości dwucyfrowej, a rząd premiera Morawieckiego, mimo dwóch tarcz antyinflacyjnych i obarczania winą za wzrost cen Unię i Rosję, nie jest w stanie sobie z nią poradzić. Oddając sprawiedliwość, obie tarcze weszły w życie stosunkowo niedawno, jednak sama inflacja, powyżej celu inflacyjnego NBP, pojawiła się znacznie wcześniej.
Warto w tym miejscu przypomnieć słowa m.in. Adama Glapińskiego, który jeszcze pod koniec 2020 roku przekonywał, że „inflacja nam nie grozi, grozi nam zbyt niska inflacja”, a polska gospodarka i rodzima waluta mają się dobrze. Wystarczyło jednak kilka miesięcy ożywionego popytu – z uwagi na niskie stopy procentowe i odmrożenie gospodarki – aby ceny zaczęły szybować.
Za inflację winna Unia i Rosja. Działania RPP „adekwatne do sytuacji”
Wielu ekonomistów oskarża Radę Polityki Pieniężnej, iż działania hamujące, a więc pierwsze podwyżki stóp procentowych były spóźnione, jednak do dziś szef NBP nie przyznaje, jakoby popełniono błąd. Retoryka jest bowiem zbliżona, a w zasadzie analogiczna do tej, którą głosi premier: „za inflację winna jest Unia i Rosja”. Unia z uwagi na politykę energetyczną, Rosja za sztuczne wzrosty cen surowców.
Co prawda kilkukrotnie premier Morawiecki przyznał, że za wzrostem cen stoi także wpompowanie w gospodarkę stu kilkudziesięciu miliardów złotych na „ratowanie przedsiębiorców” w ramach tarcz antykryzysowych, jednak nie jest to zbyt szeroko głoszone przez partię rządzącą, a już na pewno nie stanowi głównego czynnika zwiększającego inflację.
Pikanterii dodaje także Polski Ład, który wprowadził więcej chaosu, niż wybory kopertowe, „sprawa Banasia” i respiratory od handlarza bronią razem wzięte. Przyznać trzeba, że rząd wprowadził wyższą kwotę wolną od podatku, co faktycznie ulży milionom Polaków, jednak jeden ze sztandarowych programów, czyli „mieszkanie bez wkładu własnego”, w obecnym stanie rzeczy może ich tylko pogrążyć. Dlaczego? Wróćmy zatem do tytułowego pytania.
Czy raty kredytów będą rosły?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, RPP zdecydowanie jest w cyklu podwyżek, a o kolejnych wzrostach mówi już nawet sam – ostatnio jastrzębi – Adam Glapiński. Pierwsze słowa szefa NBP o rekomendowanych dalszych podwyżkach padły w wywiadzie dla Bloomberga. Wtedy też prezes banku centralnego, ku zdziwieniu wszystkich, że stopy procentowe w Polsce powinny być wyższe od oczekiwań rynku. A ten obstawia, że wzrosną one do końca 2022 roku do poziomu 4-4,5 procent. Wynika to z tzw. kontraktów FRA (na przyszłą stopę procentową).
Gdyby pojawiały się wątpliwości, czy stopy procentowe będą rosły, nie trzeba szukać daleko. Zaledwie kilka dni temu, dzień po kolejnej decyzji RPP o podwyżce stóp, Adam Glapiński oznajmił, że będzie rekomendował nowej już Radzie kolejne wzrosty. Możemy oczekiwać zatem, że następne posiedzenie zakończy się przynajmniej analogicznie do tego z lutego 2022 roku (+0,5 proc.).
Czytaj także: Gap year. Czym jest i czy warto robić pauzę w życiu
Czy raty kredytów będą rosły w 2022 roku? Zdecydowanie tak. Oczekuje tego bowiem zarówno rynek, jak i ekonomiści, a przygotowuje nas do kolejnych podwyżek sam szef Narodowego Banku Polskiego.